27.05.2018 | 07:54
Opracowanie:
Ewa Kubasik-Kobiałka
Prezydent Donald Trump 24 maja odwołał zaplanowane na 12 czerwca bieżącego roku w Singapurze spotkanie z północnokoreańskim przywódcą Kim Dzong Unem.
Miało to być historyczne pierwsze spotkanie liderów USA i Korei Północnej. Trump swoją decyzję uargumentował „ogromną nienawiścią i otwartą wrogością” ze strony Pjongjangu. Zdaniem wysoko postawionego przedstawiciela amerykańskich władz, Korea Północna wykazywała brak zaangażowania i nie dotrzymywała zobowiązań, tak jak wtedy, gdy przedstawiciel USA miał spotkać się z północnokoreańskimi dyplomatami w Singapurze, jeszcze przed szczytem, ale oni nie przybyli.
Zdaniem Pjongjangu, taki obrót spraw był niespodziewany i jest godny pożałowania. Jednocześnie wiceminister spraw zagranicznych Korei Północnej Kim Kye Gwan zapewnił, że jego kraj jest nadal gotowy do dialogu:
Powtarzamy Stanom Zjednoczonym, że jesteśmy otwarci na rozwiązanie problemów zawsze i w każdy sposób.
Tokio liczyło, że szczyt będzie krokiem ku zapewnieniu stabilizacji w regionie poprzez likwidację północnokoreańskiego programu nuklearnego i rakietowego. Miało także nadzieję, że przy pomocy Waszyngtonu uda się rozwiązać kwestię porwań japońskich obywateli przez Koreę Północną w latach 70. i 80. zeszłego wieku. Jednakże zarówno premier Shinzō Abe, jak i poszczególni członkowie rządu, wyrazili zrozumienie dla decyzji amerykańskiego prezydenta.
Szef gabinetu premiera Yoshihide Suga stwierdził:
To, co jest ważne, to nie samo spotkanie, ale szansa na dążenie do rozwiązania problemów związanych z programem nuklearnym i rakietowym, jak również sprawy porwań.
Również minister spraw zagranicznych Tarō Kōno powiedział, że szczyt, który nie przyniesie żadnego postępu, nie ma sensu. Jednocześnie zapewnił on, że Japonia nie przestanie nawoływać do rozmów między Stanami Zjednoczonymi i Koreą Północną. Ponadto minister obrony Itsunori Onodera zapowiedział dalsze wywieranie presji na Pjongjangu.
ŹRÓDŁA
The MainichiBBC
Kyodo News